Liftingująca maska pod oczy obok której nie przejdziesz obojętnie.
Efektima Lift&Correct czyli historia pewnej maski na okolice oczu…
Przeczesywałam drogeryjne półki w poszukiwaniu inspiracji do obszernego wpisu jaki poświęciłam płatkom i maskom pod oczy, do którego zapraszam tutaj:
Płatki i maski pod oczy zawsze mam w zapasie i są obowiązkowym elementem w mojej kosmetyczce. Tak właściwie to trzymam je w lodówce, jednak nie zmienia to faktu, że na stałe wpisały się w moją pielęgnację. Z ręką na sercu mogę polecić je każdemu, ponieważ są wielofunkcyjne, stosunkowo tanie i odświeżają zmęczone spojrzenie.
Przygotowując się do wpisu o którym wspomniałam wcześniej byłam nastawiona przede wszystkim na nowości. Miałam nadzieję odszukać w drogeriach coś co szczególnie zwraca uwagę i wyróżnia się na tle innych płatków i masek. W taki sposób trafiłam na pewną intrygującą maskę, która na myśl przywodzi raczej tą karnawałową, anieżeli kosmetyczną 😉
Doskonale kojarzyłam markę Efektima, ponieważ wypróbowałam chyba wszystkie ich płatki kolagenowe pod oczy. Dlatego byłam zadziwiona gdy odkryłam, że w ofercie mają także maski w dużym formacie.
Opakowanie natychmiast rzuciło mi się w oczy. Dama na czarnym tle z transparentną maską na oczach obficie pokrytą czarnymi kropkami. Prezentowała się elegancko i kontrastowała na tle innych pstrokatych i krzykliwych opakowań.
Na ten widok w mojej głowie powstała bardzo jasno sformułowana myśl: Co to jest?
No dobrze, tak naprawdę to była pierwsza myśl. Ponieważ potem ruszyła lawina i do głowy przychodziły mi najróżniejsze rzeczy:
Czy te czarne kulki się rozpuszczają ? A właściwe to co one robią? Ładnie to wygląda trochę jak stylu pop-art. Ciekawe czy jest wykonana z tkaniny czy jest kolagenowa?
Badawczo przyjrzałam się jej z bliska i postanowiłam, że odkryję wreszcie tą tajemnicę czytając opis na odwrocie. Odnalazłam kluczową treść : „Czarne kuleczki masują i pobudzają, dzięki czemu lepiej przyjmuje ona składniki aktywne. Natychmiast po zabiegu skóra wygląda na wypielęgnowaną, gładszą i młodszą”. Osobiście nie mogłam wyobrazić sobie na jakiej zasadzie ma to działać… Spojrzałam na cenę : 12 zł. Dobrze, spróbuję. I tak targana tą ciekawością, a być może pewnym złudzeniem wrzuciłam ją do koszyka.
Pierwsze wrażenie :
Maska zapakowana jest tak jak można się spodziewać w przypadku tego typu produktów- czyli w srebrzystą folię, którą otwieramy jednym pociągnięciem.
Zaraz po otwarciu czeka nas miłe udogodnienie, które ja osobiście bardzo doceniam! Większość masek tkaninowych jest poskładana w tak pokrętny i nieporęczny sposób, że zawsze czuje się niezdarnie gdy próbuje je rozłożyć. Finalnie pół koncentratu przecieknie mi między palcami nim na dobre ją rozpracuje i położę na twarz. Tutaj nie ma takiego kłopotu, ponieważ maska „oparta” jest na foliowej formie i z łatwością bez namysłu, zupełnie intuicyjnie rozłożymy ją jak należy.
Maska wykonana jest z dość cienkiej włókniny, a czarne kuleczki wyglądem i w dotyku przypominają kropelki zaschniętego kleju. Tkanina jest bardzo dobrze nasączona, a maska świetnie przylega. Z opakowania dowiadujemy się, że maskę powinniśmy nałożyć kuleczkami do wewnątrz czyli w kierunku skóry. Kuleczki nie uwierają, nie powodują żadnego dyskomfortu- właściwie ich obecność jest niewyczuwalna.
I tutaj następuje punkt kulminacyjny tej historii. Z przykrością informuję, że działanie masujące…zachodzi jedynie gdy sami postanowimy wprawić ręce w ruch 🙂 Nie zaobserwowałam niczego co można byłoby chociaż podciągnąć pod słowo „masaż”. Nie, kuleczki masujące nie masują – i nie wiem skąd tyle śmiałości u producenta, aby takie coś pisać…
Chociaż maska jest niezwykle urokliwa, kusząca wyglądem to „kuleczki masujące ” pełnią jedynie rolę estetyczną i oczywiście skutecznego wabika.
Jak wspomniałam wcześniej maska jest obficie pokryta koncentratem, który zostaje w dużej ilości i polecam wykorzystać go na resztę twarzy, szyję i dekolt. Dość szybko się wchłania, ma średni poślizg więc nie wykonamy dłuższego masażu. Maskę możemy przetrzymać dłużej niż zalecane 25 minut w dalszym ciągu będzie wilgotna i nie będzie odklejać się od skóry.
Zapach jest delikatny, słodkawy, mało specyficzny i nienarzucający się. Jedynie na początku miałam przebłysk, że podobnie pachną produkty ze śluzem ślimaka i chusteczki nawilżane… 🙂
Co znajdziemy w składzie ?
Na ogól w tego typu maskach królują klasyczne związki hydrofilowe, ale w przypadku tej maski mamy dodatkowo niewielką komponentę tłuszczową:
ekstrakt z nasion owsa, pantenol, wyciąg z trzęsaka morszczyczynowatego, beta-glukan, olej różany, ceramid-1 | |
Wyjątkowym składnikiem tej maski i ogólnie rzadko spotykanym w kosmetykach jest wyciąg z trzęsaka morszczynowatego, zwanego pieszczotliwie masłem czarownicy lub białą meduzą drzewną. Znajdziemy go pod nazwą INCI jako : Tremella Fuciformis Extract
Tremella Fuciformis- czyli trzęsak morszczynowaty, jest jadalnym grzybem często wykorzystywanym w kuchni chińskiej. źródło
Być może nie wygląda zachęcająco, ale nie będę się tutaj rozwodzić nad urokami grzybów 🙂 Ekstrakty grzybowe od dawna są stosowane w biotechnologii, farmacji oraz przemyśle kosmetycznym i grzybom jakkolwiek nie wyglądają należy się niski ukłon za swoje dobroczynne właściwości. Zdecydowanie częściej spotkamy się z nimi w produktach azjatyckich głównie anti-aging, anti-pollution, ale także rozjaśniających.
Cechą charakterystyczną naszego trzęsaka jest zdolność do wiązania wody w stopniu zdecydowanie większym niż znane i popularne substancje higroskopijne. Jedna cząsteczka kwasu hialuronowego potrafi przyciągnąć ok 250-300 cząsteczek wody, z kolei ekstrakt trzęsaka aż 500 cząsteczek co czyni go niekwestionowanym zwycięzcą w tej kategorii. Trzęsak przede wszystkim chroni komórki skóry przed stresem oksydacyjnym, działa łagodząco, przeciwalergicznie i doskonale nawilża. Naturalnie grzyb wydziela śliski żel bogaty w polisacharydy. To właśnie dzięki nim na skórze tworzy się delikatna powłoczka, pozostawiająca uczucie jedwabistej gładkości i charakterystyczny efekt liftingu-napięcia.
Niespodziewany efekt po:
Maskę trzymałam około 30 minut, zdejmując ją odniosłam uczucie głębokiego nawilżenia i nie czułam, abym musiała cokolwiek jeszcze wcierać lub wklepywać. Tuż po ściągnięciu czułam jeszcze lepkość, po odczekaniu kilku minut skóra stała się niesamowicie gładka, napięta i delikatnie rozjaśniona. Linie i drobne zmarszczenia na dolnych powiekach zdecydowanie się spłyciły – jednak ostrzegam, że to kwestia znakomitego nawilżenia i efekt nie jest trwały 🙂 Jako jedna z nielicznych masek faktycznie dawała namacalny i wizualny efekt liftingu oraz wygładzenia, bez nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia.
Powiem szczerze, że w momencie gdy nakładałam podkład bardzo się zaskoczyłam. Jak widać na zdjęciu pigment z podkładu wyraźnie przyległ do pozostałości maski, której nie wmasowałam po ściągnięciu. Widok mnie nie zachwycił, zwłaszcza, że zaraz miałam wychodzić.
Wyglądało to jak cieniutka błonka i absolutnie nie dało się tego usunąć bez użycia wody. Być może nie wygląda to dobrze, jednak świadczy to o dobrym działaniu maski i nie było to widoczne do póki nie nałożyłam podkładu. Jak na dłoni widać odcinający się od skóry ochronny film/siateczkę, która odpowiada za efekt napięcia, wygładzenia, ale także ogranicza ucieczkę wody z naskórka więc działa pośrednio nawilżająco.
Korektor i podkład bardzo ładnie się rozprowadzały, więc maska stanowi doskonałą bazę pod makijaż 🙂
Aby jednak uniknąć efektu ze zdjęcia efekt polecam dwa wyjścia :
- zaraz po ściągnięciu zwilżyć wodą palce i wmasować resztkę produktu ruchami głaskającymi
- użyć reszty koncentratu który został w opakowaniu i równomiernie pokryć nim całą twarz, szyję dekolt, tak aby stworzyć jednolitą powłokę na skórze.
Podsumowując
W ogólnym rozrachunku produkt oceniam jako bardzo dobry. Masujące kuleczki mijają się kompletnie z celem, natomiast efekt korygujący i napinający jest zdecydowanie widoczny. Będzie idealna przed ważnym wyjściem, stanowi świetną bazę pod makijaż pod warunkiem, że z dbałością wmasujemy ją po ściągnięciu lub zużyjemy całkowicie koncentrat. Cena waha się od kilku do kilkunastu złotych- więc każdy może sobie na nią pozwolić. Nawet jeżeli nie zda egzaminu to nie jest to tak bolesna strata jak w przypadku masek azjatyckich które kosztują nawet powyżej 20 zł. Maskę stosowałam już wiele razy i uważam, że jest warta polecenia, a już na pewno wypróbowania 🙂
Znasz tą maskę? A może inną, która jest godna polecenia wg. Ciebie? Daj znać w komentarzach, chętnie się dowiem 🙂
Kaja
Powiem Ci, że podoba mi się to. Przydałaby mi się maseczka, która czyni cuda ze skórą pod oczami. Oj przydałaby mi się….
Wow! Coraz ciekawsze są teraz maseczki. Ja ostatnio z serii nietypowych wypróbowałam jakąś ,,glow”, cała w gwiazdki. Całkiem dobra była 🙂 ale chyba wolę jednak tradycyjne.
Fajnie że jest atrakcyjna cena
Bardzo fajna maseczki i widocznym efekt, przy okazji jak ją spotkam to kupić.
Od jakiegoś czasu i ja bardzo polubiłam się z maskami w płachcie – chociaż tej konkretnej jeszcze nie stosowałam 😉 Podoba mi się w niej to, że nie jest taka pospolita – Ukochany zawsze śmieje się ze mnie, gdy przywdziewam „fikuśne” maseczki 😀
Bardzo ciekawa ta maska.